Noc opatulała Tokyo. Większość miasta spała, lecz jedną z nielicznych, nieśpiących osób była czerwonowłosa dziewczyna z butelką mleka w ręce. Koło niej pojawił się duch chłopaka. Miał czarne włosy z czerwonymi pasemkami, oczy również były tego koloru co pasemek, poprawiał coś przy gitarze co chwilę sprawdzając dźwięk. Po krótkim czasie z zadowoleniem zaczął grać spokojną melodie.
-Znowu te sny?-zapytał otwierając jedno oko i skierował spojrzenie na brązowooką. Kiwnęła tylko głową i skierowała oczy na światła pochodzące z miasta. Jej dom był prawie na jego obrzeżach . Upiła łyk napoju z buteleczki.- Powinnaś iść z tym do psychiatry, to meczy cię zbyt długo....
-Zamknij mordę...-warknęła.- Graj i nie gadaj, muzyka mnie uspokaja...- Kim jest ta bezczelna dziewczynka, grzesząca wielką urodą? Otóż byłą to Mellody Shishi Asanaki Kamatachi. Jakie było jej życie? No cóż...
Wychowywała się z trójką rodzeństwa, jako jedyna odziedziczyła zdolności po obu rodzicach. Miała starszego brata i starszą siostrę. Jej brat nazywał się Albert, miał dwadzieścia lat i był czarodziejem, a jej siostra Madison była szamanką. Jej matka czarownicą i bardzo szanowaną osobą w świecie magi bo nie tylko pracowała w ministerstwie magi, ale wynalazła kilkanaście eliksirów, a do tego pochodzi ze znanego i szanowanego rodu. No a ojciec? Znany, szanowany szaman, właściciel firm:obuwniczych, odzieżowych, spożywczych, cukierniczych, transportowych(tak dodało się kilka), zabawkowych, informatycznych no i kilku innych w świecie czarodziejów. A Mellody? Cóż była trenowana odkąd zaczęła raczkować, jej duch zabijał ją i wskrzeszał po sto razy dziennie, jej foryoku to na serio duża sprawa, a do tego był Merlinowcem, magiem i czarownicą, no a to czyniło ją jedną z najpotężniejszych istot na ziemi, a dodatkowo szamańskich zdolności. Większość osób nazywa ja Shishi lub Shi. Nie ma przyjaciół, a jej treningi to większość jej dnia. I oto jej historia... Ból i cierpienie zawsze w jej życiu, ale przez te krótkie chwile przebywania z Jun i Renem... czuła radość, miała w nosie za kogo wyjdzie, ale lubiła młodego Tao.
Westchnęła, dopiła napój i poszła spać. Dźwięki spokojnej melodii sprawiły że nie miała koszmaru.
Koło godziny dziewiątej jej sen został przerwany przez dzwonek telefonu. Zaspana chwyciła urządzenie i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Halo?-zapytała i dyskretnie ziewnęła.
-Shi!-usłyszała zadowolony głos Jun.- Jak tam?- jedna brew czerwonowłosej powędrowała do góry.- Dobra za chwilę mi powiesz, ale najpierw... Twoje treningi są świetne!-krzyknęła do słuchawki do końca rozbudzając młodą Kamatachi.- Ren i jego przyjaciele wczoraj pokonali naszego wujka.- Shi siedziała, dla niej nie było to trudne, wystarczył by jeden jej ruch, a En leżałby w koncie ledwo żywy i robił za szmacianą laleczkę, ale dla nich to nie lada wyzwanie. Wstała z łóżka i pstryknęła palcami, a jej rzeczy zaczęły wpakowywać się i składać w jednym z sektorów w bezdennej torebce.
-To świetnie Jun.-powiedziała obojętnie.
-Tak! Ren wyparł się tej zasady! Nie mogę uwierzyć!-powiedziała podekscytowana.
-Mam nadzieję ze nie jest na tyle głupi żeby myśleć że może zerwać nasze zaręczyny.-powiedziała groźnie i zaczęła myć zęby. Jun zaczęła nadawać jak katarynka, przestała dopiero po dziesięciu minutach. Czerwonowłosa włączyła głośno mówiący i zdjęła ręcznik, tak umyła się i i tak słyszała głos Jun.
-No i my wszyscy mamy taką prośbę...-powiedziała, w jej głosie było słychać wahanie, ale w końcu przełknęła ślinę i powiedziała o co chodzi, akurat kiedy Mellody zakładała jasnoniebieską bluzkę przed pępek na ramiączka.- Proszę idź z nimi...- brązowooka zaśmiała się i włożyła białą spódniczkę w niebieską, szkocką kratę.
-Sama miałam zamiar to zrobić.-przyznała. Gdyby mogła zobaczyć twarz Jun widziałaby wielkie zaszokowanie.
-Martwisz się o niego?-zapytała zielonowłosa. Shi która zapinała swój pas z różdżką, stelą, sztyletem i dwiema bezdennymi kieszonkami w których były eliksiry, księgi, palmtop, tablet, MP3 i słuchawki znieruchomiałą. No i co ma odpowiedzieć? Tak polubiła Rena, bardzo go polubiła, był również takim środkiem na migrenę, ale nie mogła nikomu powiedzieć że się w nim zakochała.
- Nie...-zapięła pas.- Ma być moim mężem, więc nie pozwolę mu zginąć...-założyła długie do kolan, białe, cienkie kozaki na koturnach.- Jest mój, nikomu nie pozwolę go skrzywdzić, bo jest tylko i wyłącznie mój.-wyłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Neko pojawiła się znikąd. Jak zwykle miała ciemnogranatowe włosy i czerwone oczy. Uśmiechnęła się i wzięła bagaż swej pani i poszła za nią. Shi chwyciła miotłę i zamknęła dom na sześć spustów. Usiadła na przedmiocie zazwyczaj służącym do sprzątania i poleciała, szybko dogoniła ich samolot, Neko leciała sobie obok, za pomocą niedużego smoka. Spojrzała przez jedno z okien i wtedy silnik się spalił. Shi spojrzała na dół, wiedziała ze przeżyją jeśli użyją kontroli ducha, ale jeśli podłoże... Będzie takie jakie jest, czyli skaliste, nie uda im się! Wyjęła różdżkę i sprawnym ruchem nadgarstka wyparo-zniknęła skałę. Chłopcy upadli na ziemię, a Ren zaczął się wściekać na samolot. Miotła Shi wylądowała za jedną ze skał. Słyszała ich rozmowę, a głos Rena, tak dawno ni słyszany, sprawił że dostała dreszczy. Poszła za nimi do miasta, chowając po drodze miotłę. Neko miała pilnować jego przyjaciół, a ona sama poszła za Renem. Dołączyła do grona zauroczonych nim kobiet.
-A słyszałyście jego akcent?-powiedziała z uśmiechem.
-JAKI ON SŁODKI!-pisnęły wszystkie wywołując wielkie rumieńce na jego twarzy. Ukradkiem pocałowała go w policzek i odeszła w towarzystwie dwóch innych kobiet co wyglądało jak by szła z nimi, potem sama weszła do sklepu i zrobiła zapasy. Poszła do Neko i schowała pożywienie do mini lodówki, po czym schowała ją do torby w sekcie "pożywienie i wyciągnęła colę.
-Przyznaj się kto ci odbił te usteczka?-zapytał Horo.
-Szukacie miejsca o nazwie Douby?-Shi spojrzała ukradkiem na dziewczynę, była szamanką, chociaż jej Foryoku nie było duże, ale zawsze... Potem był zaciesz i poszli do tego domku. Młoda Asanaki zauważyła trzy dziewczyny kryjące się w krzakach, zaciekawiona obserwowała jak jedna z nich uderza wielkim młotem w dom w którym byli wszyscy. Pokiwała głową z małym, ale zawsze, uznaniem dla chłopców i patrzyła jak tamte zwiewają, potem nastały śmiechy. Czarownica uśmiechnęła się i kazała Neko strzelić do Rena kilka razy z łuku. Duch posłusznie to zrobił, chłopak odbił dziewięć na dziesięć.
-Kto tam jest!?-krzyknął Horo.
-Pokaż się!-warknął Ryo.
-Może wyjdziesz z tych krzaków i się przedstawisz? Proszę?-dodał grzecznie Yoh gdy, wielka niespodzianka, wrzaski kolegów ni poskutkowały. Dziewczyna bez słowa zeskoczyła zgrabnie na ziemię i otrzepała spódniczkę, a granatowowłosa podążyła w jej ślady, lecz ona miała szorty, a nie spódnice. Ryo gdy zobaczył dziewczynę doznał szoku, jego oczy zmieniły się w serca i po chwili klęczał przed czerwonowłosa z bukietem czerwonych róż.
-Zostań moją damą!-krzyknął, lecz jego zapał ostudził mocny kop w brzuch, a kiedy padł przed wiedźmą ta położyła nogę na jego głowie.
-Nienawidzę prostaków...-powiedziała jadowicie przez zaciśnięte zęby.
Wybacz że kom tak późno^^". Ech ta szkoła...No ale do rozdziału!:D
OdpowiedzUsuńMellody jakaś ty ostra^^. Mellody mogłaby być krewną Anny. o.o
Nom ja t obym się trochę bała mieć tak srogą trenerkę.
Dan: Ja też.
Ale w sumie dobrze że jest taka sroga. Dzięki temu Ren ma większe szanse na zostanie Królem Szamanów. W całym tym rozdziale ogólnie dużo się działo i nie jestem w stanie stwierdzić co mi się w nim najbardziej podobało. Już wiem! Wszystko mi się podoba! A w szczególności ten fragment: "Tak polubiła Rena, bardzo go polubiła, był również takim środkiem na migrenę, ale nie mogła nikomu powiedzieć że się w nim zakochała." Tak ten fragment jest magiczny! No, ale śłodkie też było jak dała mu buzi w policzek^^.
Ha, ha ten kop w brzuch Ryo jest po prostu the best!^-^
Rozdział odlotowy! Czekam na next.
Pozdrawiam:)))