piątek, 22 maja 2015

Prolog

Karoca przedzierała się przez pokryty nocą las. Mała dziewczynka o oczach koloru przypalanego metalu i czerwonych włosach, oczy podchodziły pod kolor włosów, siedziała i znudzona patrzyła przez okno. Koło niej, prosto jak struna siedziała blada kobieta o kocich różowych oczach i niebieskich włosach, spiętych tak ze wyglądały jak by były do pasa. Brązowe oczka skierowały się na człowieka o takim samym kolorze oczu, włosy miał ciemne i w tej chwili wpatrywał się w monitor.
-Ojcze czemu muszę z tobą jechać?-zapytała ojca po raz setny. Mężczyzna westchnął i spojrzał na dziewczynkę. Zawsze zastanawiał się jakim cudem takie cudne dziecię chodzi po tym świecie.... Urodę miała po matce i gdyby nie brązowe, zamiast zielonych, oczy wyglądałaby identycznie, z czego mężczyzna się cieszył. Nawet nie myślał o niezwykłości dziewczyny. Była i szamanką i czarownicę, miała dopiero osiem lat, a już sprawiała ze jej duch był materialny, jej foryoku było niezwykłe a magia była potężna. Ideał, tak by ją nazwali, jednak nie do końca.
-Chcę żebyś poznała innych którzy też widzą duchy...
-Ale nie używają magi- naburmuszyła się. Jej ojciec westchnął. Tak, tu miała rację, nie było wielu szamańsko-czarodziejskich dzieci na świecie. Mężczyzna westchnął i przeczesał swoje czarne włosy. Jego córka w taki wielu sprawach przypominała matkę, zawsze spokojna, opanowana, chłodna, dumna. Ale kochał je obie. Hiro Kamatachi, bo tak się nazywał, był właścicielem kilku firm o różnych specjalizacjach... Restauracyjne, informatyczne, odzieżowe, obuwnicze, zabawkowe... Jego żona była sekretarką ministra Magii. May-Lin Asanaki Kamatachi. A jego córka? No cóż najmłodsza i najzdolniejsza z trójki ich dzieci Mellody, Shishi Asanaki Kamatachi. Talent odziedziczyła po obojgu rodziców, do tego matka pochodzi ze znanej czarodziejskiej rodziny. Mimo tego dziewczynka nie była rozpieszczona, oczywiście dostawała co chciała, ale dopiero za osiągnięcie czegoś. Karota nagle się zatrzymała. Dziewczynka spojrzała przez okno, zobaczyła dość dużą posiadłość. Kobieta siedząca obok wstała, wysiadła i pomogła wyjść dziewczynce. Ojciec wysiadł na końcu. Karoca odjechała ukazując całą rodzinę Tao.
-Witaj Hiro, jak minęła podróż?- En przywitał się z ojcem dziewczynki.- A to twoja córka, tak? Shishi?
-Nie nazywa się Mellody, ale rzeczywiście więcej osób mówi Shishi.(o ile mi wiadomo znaczy to "bestia" xD)
-Doprawdy?-zdziwił się mężczyzna i spojrzał na nią.
-Witam-uśmiechnęła się uroczo i delikatnie ukłoniła, wokół niej pojawiły się kwiatki i iskierki. Zielonowłosa dziewczynka patrzyła na nią oczarowana. Szepnęła coś do brata, a ten wywrócił oczami.- Niezwykle miło mi państwa poznać- jej uśmiech był niezwykle uroczy, słodki i piękny. Jednak nikt poza niebieskowłosą nie wiedział ze jest sztuczny. Kobieta o długich ciemnofioletowych włosach jako pierwsza się otrząsnęła z ataku słodkości i odchrząknęła.
-Proponuję żebyście udali się do salonu i omówili sprawy biznesowe.- powiedziała zasłaniając usta wachlarzem.- Ja zaprowadzę dzieci do drugiego salonu.- Jak powiedziała tak zrobiono. Jun uważnie obserwowała dziewczynkę. Gdy drzwi się zamknęły, dziewczynka przestałą się uśmiechać. Ren mając to wszystko gdzieś zaczął ostrzyć Guan-dao, zostawiając zakłopotaną siostrę niczym owieczkę na rzeź. Dziewczyna spojrzała na nią znudzona. Ta przełknęła głośno ślinę.
-N...nazywam się Jun Tao... M...miło cię poznać!-powiedziała i spojrzała na dziewczynę. Wręcz czerwone z natury oczy skierowały się na nią. Dziewczynka stanęła prosto i patrzyła na nią.
-Hej... Mów Mi Shishi...-powiedziała i poprawiła swoje włosy, po czym zerknęła jednym, ledwo otwartym, okiem na chłopca. Trzeba wspomnieć że Shi(skrót od Shishi) ma 8 lat, Ren 9, a Jun 11(albo 12). Po chwili odwróciła głowę niezwykle zainteresowana bronią chłopaka i kulką latającą obok niego. Podeszłą, przykucnęła i zaczęła z wielką uwagą. Bason zmieszał się i nie wiedział co zrobić. Ren odwrócił głowę i zobaczył pełną skupienia,emanującą uroczością twarzyczkę.
-Czego się tak patrzysz?-zapytał z charakterystyczną kroplą zakłopotania.
-Też jesteś szamanem...- bardziej stwierdziła niż zapytała.- Na jakim etapie jesteś? Jedność? Kontrola? 3 stopień?
-Jedność-odpowiedział spokojnie.
-Pff... Słabiak...
-SŁUCHAM!?-chłopak zjeżył się ze złości i podstawił Guan-dao pod jej szyję. Patrzyła na niego znudzona.
-Neko... Pokaż mu co szaman może osiągnąć...- Niebiesowłosa uśmiechnęła się i zaczęła podchodzić, lecz zanim to zrobiła została posiekana na kawałki.
-Co to miało być?-spytał patrząc zimno. Uśmiech czeronowłosej mówił ze to nie wszystko.
-Ej.... Długo masz zamiar tam leżeć i odpoczywać... wiedźmo?- czerwone oczy wpatrywały się w chłopaka. Jego złote oczy były chłodne, zerknął na ciało dziewczyny. Otworzył je szerzej, jego piękne, złote tęczówki zbielały, bowiem osoba którą przed chwilą "zabił" wstała i szła w jego stronę. - Niezłe uderzenie... Ale nie pokonasz mnie jednością...- powiedział i podeszłą. Złapała za ostrze i użyła prądu. Chłopak szybko puścił broń, siostra szybko do niego podbiegła. Spojrzeli na dziewczynkę, nie mogli uwierzyć. Uśmiechnęła się do chłopaka.
-Fajny jesteś-powiedział ze szczerą radością na twarzy.- Kiedyś będziesz moim mężem- powiedział. Oboje spojrzeli na nią zszokowani. Drzwi się otworzyły.
-Już to załatwiliśmy kochanie-powiedział Hiro. Spojrzał na uśmiechniętą córkę.- Możemy już iść.- dziewczynka podeszła do ojca. Spojrzała na chłopca, a potem na jego matkę i wujka.
-Tato, ja kiedyś chcę być jego żoną.-uśmiechnęła się pięknie. Ku zdziwieniu dorośli wręcz się ucieszyli.
-Skoro tak mówisz-uśmiechnął się jej ojciec.
-To będzie zaszczyt.-wspominałam ze rodzinka dziewczynki jest jedną z najbardziej znanych i potężnych? Nie? No to suprajs!(xD).
Karoca stałą przed domem, dziewczynka weszła do niej, oczywiście jej duch jej pomógł. Spojrzała na "narzeczonego" i pomachała mu, po czym odjechała we mgle.
*6 lat później*
Shi siedziała i czytała opasły tom. Popatrzyła na Neko która kroiła warzywa. Westchnęła i odłożyła księgę po czym spojrzała znudzona na zachodzące słońce. Nagle zabrzmiała jej komórka, odebrała i słuchała znudzona. Była to Jun, dzwoniła co tydzień i dawał raport co tam u niej i jej braciszka. 
-A stosuje się do treningu?-zapytała czerwonowłosa. Było to stałe pytanie, wiec Jun nie była zdziwiona.
-Tak, chociaż ostatnio idą mu one szybciej...-skwitowała.- Kondycja mu się poprawiła.- uśmiechnęła się do słuchawki.
-Fajnie, ale od mojego przyszłego męża oczekuje czegoś więcej, każ mu potroić ćwiczenia.
-Shi jesteś za ostra nie każdy jest tak zdolny jak ty i kończy szkołę magii i czarodziejstwa w dwa lata....-powiedział Jun.
-Wiem... Ale on nie będzie się uczył ani magii, ani eliksirów, ani innych rzeczy, ma potroić ćwiczenia i koniec, niedługo turniej się zacznie!-warknęła. Zielonowłosa pokręciła głową i zaśmiała się lekko.
-Nic, a nic się nie zmieniłaś. Dobra muszę kończyć, pozdrowię od ciebie wszystkich.- i rozłączyła się.
-Nie odpuścić go nawet jeśli tak bardzo go kochasz, co?-zapytał duch.
-Nie... nie odpuszczę... W tym turnieju będzie gorzej, a poza tym muszę wbić tej fioletowej furii że duchy nie są narzędziami...
-Chcesz go wyprowadzić z błędu rodzinnego? A co jeśli się zbuntuje? Już nie będziesz jego narzeczoną...-zaśmiała się.
-To że sprzeciwi się rodzinie, nie znaczy że zgłupieje... Jeśli śmiałby zerwać zaręczyny zabiłabym go raz na zawsze... Poza tym... Tylko dzięki mnie jest taki silny.
-Nie lubię jak zgrywasz przed nimi takiego potworka, bestyjko-zaśmiała się duszyca.
-Trudno....-założyła nogę na nogę.- Jako dziedziczka rodów Asanaki i Kamatachi musze być ostra, potężna, silna, dumna i zachowywać się jak lubię. Więc lepiej się przyzwyczajaj bo dzięki mojej magi i twoim zdolnością ten brudny i bity biedą świat należy do mnie.- Jej wzrok mówił dokładnie to co ona sama mówiła. Spojrzał na kilka pierwszych gwiazd.
-Przejdę się jeszcze do Kyoyamci.- jak powiedziała tak zrobiła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ufff... Ale się namęczyłam....
Luk:Nieźle ci wyszło... 
Wiem... sama w sobie budzę podziw
Luk:Nie ma to jak doładować se ego, nie? =3=
Milcz!

 
To już jest Shishi w wieku 14 lat
A to 8 letnia Shi :3

czwartek, 21 maja 2015

Ogłoszenia parafialne, kto podejrzewał że to zrobie??

Hej^^ Jak wiecie tradycją jest że zaczynam opki od początku więc.....
Oczywiście już mówię powód. Wielu z was mówiło że nienawidzi ideałów, ale Mellody albo jak inaczej ją nazwę, właśnie nim ma być, są dziedziny w których będzie zielona, ale no cóż... Wasz problem że wam to przeszkadza.
Ale do rzeczy: To opowiadanie pisałam... zaczęłam pisać dawno i wróciłam do niego po 4 miesięcznej przerwie.... Poza tym dwie osoby pisały że nie lubią ideałów i mi się moja wizja zrąbała;-; Teraz piszę co chcę i jak chcę... Zmienię wszytko, dosłownie... Więc... Nara^^'

poniedziałek, 18 maja 2015

3.-Marco -.-

Lenny siedział na dachu domu zdenerwowany do granic możliwości, no bo jak ona śmiała tutaj przyjść. Rzucił kamieniem w staw, ten z pluskiem wpadł w niewielki obiekt wodny.
-Mistrzu Len co się stało?-spytał Bason pokornie kłaniając się swojemu "mistrzowi".
-Nienawidzę tej dziewczyny.-warknął cicho. Duchnie krył zdziwienia.- Mój wujek zna jej rodzinę... Od dziecka namawia mnie na związanie się z nią. - Bason zbaraniał do końca, oczywiście że Len był... trudny, ale żeby chcieć go wyswatać. Chiński duch omal nie zleciał z dachu. Usłyszeli cichy, kpiący i diaboliczny śmiech. Młody Tao wstał jak oparzony i wyją Guan Dao.
-Kim jesteś!?-rozglądał się, ale nikogo nie zobaczył. Stwierdził ze było to jedynie jakiś głupi dres, w tej okolicy pełno ich. Usiadł z powrotem i popatrzył w gwiazdy.
-Wy ludzie jesteście tacy głupi...-usłyszał jadowity głos, lecz o dziwo głos był również uspokajający, zachęcający.- Chcecie potęgi, pieniędzy, miłości, chwały...-Ren rozglądał się uważnie.- I wtedy zjawiamy się my...- spojrzał do tyłu i ujrzał demonicę. Czarne długie włosy związane w kucyki, czarny, obcisły golf na długi rękaw, czarna mini, czarne rajtuzy,czarne buty, czerwone, jarzące się oczy i blada jak mleko cera. Uśmiechnęła się pokazując, ostre perłowo białe kły. Na jej głowie można było zobaczyć czarne rogi, można to też było wziąć za inną formę kucyków, czarny, długi cienki, zakończony trójkątem wystawał spod spódnicy. Jej widok mógłby przerazić, ale... była też piękna, nadawała sobie tajemniczości, a patrząc na nią wręcz słyszało się łagodną, przerażającą melodię. Len patrzył na nią jak zaczarowany, Bason z resztą też. Demon zaśmiał się kpiąco i zniknął zostawiając po sobie odbijające się echem zdanie "Takie żałosne, ale takie smaczne dusze posiadacie". Młody tao zrobił niezbyt mądrą miną. Wszedł do pokoju i zasnął.
~~~~~~
Domi pojawiła się przy Mellody. Usiadła obok i pogłaskała jej blond włosy, nadal nie rozumiała jakim cudem taka dziewczyna w wieku 9 lat ją pokonała. Pamiętała dokładnie to wszystko... Siedziała na tronie, zjawiła się ta małolata, wyzwała ją zakładając się... Dusza demonicy, albo jej dusza, zgodziła się bez wahania i przegrała, teraz musi jej służyć, ona następczyni tronu demonów, najstarsza z córek diabła służy małolacie.... Położyła się i zamknęła oczy znikając.
~~Następnego Ranka~~
Anna jak zwykle pastwiła się nad chłopakami. Len jako jedyny był tak zamyślony że nie zwracał zbytnio uwagi na dawane mu ćwiczenia, był z resztą przyzwyczajony, cały czas zastanawiał się nad tamtą dziewczyną. 
-Niech te tortury się w końcu skończą!-zachlipał Trey.
-Nie odzywaj się bo będzie gorzej!-powiedział Choco.
-Przesadzacie...-skwitował Lyserg.
-Mój wytrzymały protegowany- powiedział z podziwem Ryo, oczywiście dostając ataku zachwytu godnego Basona względem Rena. Zawiał zimniejszy wiatr, wszyscy spojrzeli zdziwieni. Na płocie stał Marco i kilka oszołomów. Tak Marco znalazł sobie dwóch kretynów i jedną idiotę którzy postanowili odbudować X-Laws, bo nawet Jeanne okazała się nie być kretynką i przysłowiowo kopnęła go w tyłek. Niestety psychol, psycholem zostanie... Ocknięty Ren zaczął pierwszy.
-Patrzcie kto uciekł z psychiatryka.
-Czemu zawdzięczamy tę niemiłą wizytę?-zapytał Horo, ucieszony że może chwilkę odpocząć.
-Chodźc...
-Zamknij się! Jest dzień! Światło jest wszędzie!-Choco energicznie gestykulował rękami.
-Akurat to ci wyszło-przyznał Ryo. Domi pojawiła się w cieniu drzew i obserwowała uważnie sytuację. Lyserg odsunął się i siedział cicho.
-Więc zniszczymy was!- zaatakowali go. Marco standardowo Majkelem, Dwaj chłopcy jeden o zielonych oczach i czerwonych włosach miał ducha wielkiego niedźwiedzia, a drugi o fioletowych oczach i blond włosach ducha pająka, dziewczyna niebieskowłosa o brązowych oczach miała ducha jaszczurki. Chłopcy byli... no w ciemnej dziurze bo nie mieli ani duchów, ani broni. Zacisnęli powieki i osłonili się rękami, lecz cios ze strony przeciwnika nie nastąpił, a raczej został unieszkodliwiony. Domi stała z wielkim czarnym mieczem wokół którego unosiła się ciemnoszara aura. Jej czerwone, złowrogie, zimne oczy patrzyły złowrogo na byłego wyrzutka i grupę młotków.
-Rany, rany, rany... Ale nudy... Już ich trening był ciekawszy... A ten twój aniołek? Błagam, jak ja tego sukinkota nienawidziłam, Majkel zawsze był kawałem skurczybyka, ale żeby służyć takiemu idiocie? Ach te anioły jak nisko one jeszcze upadną...-westchnęła i położyła część rękojeści miecza na ramieniu.- Wejście spadajcie.-warknęła na końcu. Wszyscy patrzyli zahipnotyzowani na demonicę. 
-Co to za afera z rana?-zapytała schodząca po schodach Mellody. Miała na sobie czarne szorty, fioletową bluzkę na krótki rękaw z dekoltem i długie do połowy uda skarpetki w turkusowo czarne, poziome paski. Ziewnęła i przeciągnęła się.- Domi co ty u diabła wyprawiasz.-zapytała wpatrzona w czarnowłosą.
-Ratuję tyłki tym twoim przyjaciołom...-powiedziała znudzona i przeniosła wzrok z powrotem na podróbkę wyrzutków.- Spadać, to ostatnie ostrzeżenie. Moonlight założyła półbuty i wyszła na zewnątrz, po czym stanęła przy Annie i oparła się plecami i jedno z drzew.
-Co to za psychole?-zapytała bez wahania.
-Jak śmiesz!? Majkel próbne uderzenie!- anioł zrobił to co kazano, dziewczyna w mgnieniu oka wyjęła różdżkę z pochwy przy pasku i skierowała ją ku górze.
-Protego totalum- niewidzialna tarcza ochroniła ją przed potężnym atakiem. Domi w biegu pocięła pistolecik mężczyzny.- Zdaję się ze nie masz medium- uśmiechnęła się wrednie. Machnęła różdżką, a broń wleciała w ręce chłopców. Duchy pojawiły się obok z nietęgimi minami. Marco przełknął ślinę i uciekł z=aż się za nim kurzyło.
-Rany Mellody dzięk...-zaczął Horo chcąc poderwać dziewczynę.
-NA GLEBĘ I 200 POMPEK ZA BUDZENIE MNIE! A KAŻDY KTO BĘDZIE MARUDZIĆ ROBI DODATKOWE 1000!-zawarczała młoda czarownica i rozzłoszczona weszła z powrotem do domu. Wszystkim opadły szczęki.
-No na co czekacie? Róbcie te pompki, a potem marsz na śniadanie-wszyscy bez słowa zaczęli robić ćwiczenia, a potem poszli jeść.

2.Poznanie

-CO!? Gdzie wyście byli przez ostatnie kilka lat!? Przecież to Mellody Moonlight!-powiedziała poważnie Jun, jak by to imię i nazwisko powinno mu powiedzieć wszystko.
-I co z tego?-zapytał Lyserg.- Moment... Ta dziewczyna to ta modelka?
-Tak-powiedziała zielonowłosa.
-Modelka?-zdziwił się Horo. Mellody zdjęła kaptur i płaszcz, wszystkim poza Yoh  szczęki opadły, nawet Leniemu.
-Dodatkowo jest z bardzo potężnej rodziny, nasz wujek robi z nimi interesy. Jej rodzina to czarodzieje, bardzo potężni...-zaczęła Jun z miną znawcy.
-Do tego świetna szamanka-dodała Anna, która weszła przed chwilą.
-Anula!-długowłosa blondynka i rzuciła się na Kyoyamę, ta ku zdziwieniu wszystkich, poza młodym Asakurą który wiedział ze dziewczyny pomimo różnic są jak siostry, od tuliła czarownicę.
-Jun twój stróż uderzył mnie za mocno-poskarżył się Ryo.
-To co się stało nam?-zapytał Choco.
-A może po prostu one się lubią?-zauważył jedyny rozsądny, czyli zielonowłosy.
-Nom-uśmiechnął się Yoh.- Są jak siostry. Mel uczyła się u mojej babci, ale ona chodziła do domu, a Anna zostawała, choć na trochę Anna ją nienawidziła...
-Zamknij się bo będziesz robić sześć razy tyle pompek ile codziennie!-warknęła jego narzeczona.
-A ty nadal surowa jak hipogryfy-zaśmiała się lekko. Obie usiadły przy stole. Yoh poczęstował wiedźmę frytkami, ale ta pokręciła głową.
-A właśnie mam coś dla ciebie-uśmiechnęła się i wyciągnęła z torby duże pudełko.- Prosto z Miodowego królestwa- powiedziała mrugając do niego.- A dla ciebie Anno specjalnie wzięłam dodatkową porcję różowych kostek lodów kokosowych.
-O czym ona mówi?-zdziwił się Horo.
-O słodyczach czarodziejów-odpowiedziała spokojnie Moonlight.
-Czarodzieje nie istnieją!-zauważył Choco.
-Duchy tez Nie, co?-zapytał Lyserg z kpiącym uśmiechem. Afroamerykanin nie znalazł odpowiedniego argumentu więc zamilkł obrażony. Mellody wyciągnęła najlepszą czekoladę z Miodowego Królestwa( to orginalna nazwa....) i poczęstowała wszystkich.
-A właśnie twoja mama chciała żebym została puki moja ie wróci, pewnie pojechała do Harrego więc wiesz...
-Na minimum trzy tygodnie?-zapytał wcinając kociołkowego pieguska.
-Pewnie tak... A czemu u ciebie takie zgromadzenie?
-Jest przerwa w turnieju, wszystkim się nudziło, a Lena Jun tu zaciągnęła. Blondynka spojrzała na złotookiego, siedział i patrzył na nią od czasu do czasu. Uśmiechnęła się do niego słodko, ten tylko odwrócił wzrok. Jun szturchnęła go łokciem.
-Nazywam się Len...-powiedział do niechcenia.
-Ja Jun, miło cię poznać-uśmiechnęła się jego siostra.
-Ja jestem Ryo.-uśmiechnął się i mrugnął do dziewczyny. Machniecie jej różdżką sprawiło że wylała się na niego woda.
-Ja jestem Horo, i nieźle go załatwiłaś-zaśmiał się.
-Choco, największy komediant na świecie! Co robi blondynka ...-nawet nie dokończył bo mordercze spojrzenia Anny i Mellody sprawiły że zmalał i schował się pod stołem mówiąc że szkła kontaktowe mu się zgubiły.
-Od kiedy ty nosisz szkła kontaktowe, pajacu?-spytał zgryźliwie Len.
-Od nie twój interes-odpowiedział bezczelnie przez co wylądował na ścianie z taką siłą że trzeba było go zeskrobywać.
-Kiedyś te żarty go zabiją... Ja jestem Lyserg- młody Anglik uśmiechnął się.
-Ja jestem Mellody. Miło was wszystkich poznać.- powiedziała wesoło. Wszyscy zaczęli wypytywać Moonlight o wszystko co się dało. "Wywiad" przerwała Keiko i Kino wchodząc do pokoju.
-Witaj Mellody-powiedziała Babcia Asakury.
-Witam Pai Kino- dziewczyna skłoniła się lekko.- Kino zawsze lubiła ją i jej matkę, jej córka zawsze przyjaźniła się z matką młodej Moonlight, obie lubiła, a że jej matka widziała duchy i była czarownicą, kobieta stwierdziła ze tacy przyjaciele rodziny są przydatni.
-Przyniosłam panią dyniowe paszteciki- wyciągnęła z torby pudełko i wręczyła matce Yoh.
-Dziękujemy, miło z twojej strony-uśmiechnęła się.- Napijecie się herbaty?
-Ja dziękuje, ale... blada jest Pani... Może niech się pani położy...
-Dobrze, ale zrobię to po posprzątaniu w kuchn..- Mellody poszła do danego pomieszczenia.
-Chłoszczyść!-szczotka, miotła gąbka i inne przedmioty czyszczące podskoczyły i zaczęły sprzątać samoistnie.
-Może już pani się położyć- blondynka dumnie się uśmiechała. Keiko pokręciła głową rozbawiona i poszła do swojego pokoju. Mellody miała dziwne wrażenie że kobieta jest chora, albo w ciąży, ale to drugie było mniej prawdopodobne. Blondynka wróciła na miejsce, gdzie chłopcy kłócili się kto pierwszy ma zjeść karmelowe bryły nugatu. W końcu wnerwiony młody Tao złapał za słodycz i wsadził dość duży, ułamany kawałek do ust. Zdziwiony zaczął jeść.
-Dobre to...- powiedział zaskoczony, ułamał sobie trochę jeszcze i oddał bryłę. Wszyscy rzucili się na bursztynową skałkę. Mellody zachichotała i wyciągnęła więcej kawałków, przysunęła się do Leniego i dała mu słodycz. Podziękował burknięciem, zainteresował on dziewczynę, wzięła kociołkowego pieguska i zjadła go. Przeciągnęła się i spojrzała na swój zegarek i wytrzeszczyła oczy.
-W głowę cerbera jak późno! Już jedenasta!-krzyknęła przerażona.
-Która!? Jazda do spania! Jutro o siódmej trening!-krzyknęła Anna. Chłopcy westchnęli i poszli się myć i do spania. Mellody myła się na końcu, spokojnie mydliła ciało i włosy, potem spłukała białą pijane i poszła do dobrze jej znanego pokoju. Weszła do środka ubrana w szlafrok, chwyciła za szczotkę i uczesała się, potem ubrała piżamę i położyła się na macie. Zamknęła powoli oczy i zasnęła myśląc o tym jak bardzo się cieszy na perspektywę spędzenia czasu z starymi i nowymi przyjaciółmi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dedykacja dla Dary~

niedziela, 17 maja 2015

1. Wczesne skończenie szkoły

W szkolnej bibliotece jak co dzień nie było wiele osób. Kilka osób miało na sobie stałe odzienie czyli długi płaszcz, szarą bluzkę i w zależności płci albo spodnie, albo spódniczkę, a inne długie i surowe suknie. Dziewczynki dodatkowo nosiły skarpetki do połowy uda w szaro kolorowe paski. Na jednym z krzeseł siedziała blond włosa dziewczyna. Była ubrana w jasno niebieską bluzkę, białą mini spódniczkę i szaro niebieskie, długie skarpetki. na nogach miała długie, okute, niebieskie kozaki tak ze skarpetki były ledwo widoczne, pas przy spódnicy miał kilka kieszonek, wszystkie były prawie zapełnione, trzy pochwy były zapełnione stelą, różczką i sztyletem. Aksamitny fioletowy płaszcz z kapturem o czarnej podszewce i srebrnych guzikach z wyrytymi iskrami leżał na krześle obok tak jaj jej dość duża torba. Błyszczące jasno brązowe, bystre oczy dokładnie śledziły tekst jakiejś księgi. Uszy ozdobione kolczykami w kształcie nietoperzy były zatkane fioletowymi słuchawkami. Do dziewczyny podeszła kobieta w okularach które zasłaniały szare, surowe oczy,  mocno zielone włosy miała spięte w dokładny kok.
-Panienko Moonlight...- dziewczyna nie reagowała. Kobieta spojrzała na nią krzywiąc się w grymasie pogardy.- Co za smarkula.- warknęła i uniosła długi i cienki wskaźnik.
-Panno Grenuls!- krzyknęła zdenerwowana kobieta krocząca w ich stronę. Miała na nosie małe okulary zza których patrzyły doświadczone, mądre ciemnozielone oczy Wściekły krok wprawiał w ruch ciasno spięty kok mysich włosów. - Co pani chciała zrobić!?- warknęła kobieta. Była ubrana w ciemnozieloną, surową suknię i kapelusz czarodzieja.- W tej szkole nie tolerujemy przemocy wobec uczniów!- zabrała kobiecie wskaźnik.- Difindo- Powiedziała czarownica, a przedmiot rozpadł się na kawałki. Oburzona zielonowłosa odeszła marudząc pod nosem. Profesor McGonagall pokręciła głową i spojrzała na blondynkę. Westchnęła i zastanawiała się co zrobić. Szkoła magii i czarodziejstwa zmieniła się po ataku czarnego pana, przykładem były mundurki. Obecna dziewczyna była w Gryffindorze, a ona była jej opiekunem.
-P...-zaczęła nieśmiało kobieta, ta dziewczyna była dla niej tajemnicą, wychowywała się razem z mugolami i kimś zwanym "szamanami",była uśmiechnięta, entuzjastyczna, ale często pokazywała prawdziwą siłę.
-Wie Pani że nie musiała reagować?- zapytała spokojnie Moonlight. Patrzyła prosto na kobietę, a jej oczy w tym świetle przyjęły barwę stopu brązu. Nauczycielka spojrzała na nią zaszokowana. Tak ta dziewczyna na pewno nie jest zwykłą czarownicą, zawsze pyskata, dumna, nieugięta i zbuntowana. Pomimo że najczęściej na lekcjach nie uważa jest jedną z najlepszych uczennic w całym Hogwarcie. Zamknęła książkę, odsunęła krzesło i podeszła do jednej z półek które były niedaleko, wsadziła książkę i wróciła do zszokowanej kobiety.
-O co chodzi Pani Profesor? Chyba nie wezwała mnie tu pani na pogawędkę.-zaśmiała się pod nosem. Minerwa odchrząknęła.
-Mellody chciałam Ci przekazać wyniki próby zdania wcześniejszych egzaminów kończących rok- kobieta przybrała swoją zwykłą pozę, czyli stanie prosto jak struna z rękami złączonymi na przodzie ciała, patrzyła z niewzruszoną miną na dziewczynę, ale ta patrzyła prosto na nią bez żadnych emocji, ale można było zobaczyć przebłyski chytrych uśmiechów na jej ślicznej twarzyczce której nie mógł się oprzeć żaden chłopak w szkole.- Tak jak myślałam zdałaś wszystko na sto procent.- powiedziała kobieta łagodnie się uśmiechając.- Możesz wracać wcześniej do domu.-oznajmiła dając jej kilka pergaminów.- Pod koniec wakacji przyślemy Ci listę potrzebnych rzeczy na nowy semestr.-oznajmiła kobieta, skinęła głową na zna pożegnania i odeszła.- Miłych wakacji- rzuciła i zniknęła za półkami. Blondynka uśmiechnęła się kpiąco i założyła płaszcz oraz kaptur, zapięła okrycie i wyjęła z torby  miotłę. Torba, rzecz jasna, była magicznie powiększona i mogłaby nawet zmieścić jeden z ogromnych głazów znad jeziora. Wsiadła na miotłę i odleciała. Była pewna że zda i od razu się spakowała. Wyciągnęła telefon i wykręciła numer który znała odkąd pamięta.
-Hallo?- odezwał się głos starszej kobiety. Lekko zachrypnięty i tak znajomy dziewczynie, uśmiechnęła się na jego dźwięk.
-Witam Pani Kino-uśmiechnęłam się lekko do słuchawki.- To ja Mellody.- powiedziałam.
-Mellody? Wieki Cię nie słyszałam, jak miło że dzwonisz- powiedziała uradowana staruszka.-Jaki jest powód tej miłej niespodzianki?- blondynka zaśmiała się w duchu. To było jasne że ta kobieta będzie wiedziała że ma jakieś nowiny, znała ją przecież jak własną rękę.
-No cóż, postanowiłam się zerwać wcześniej ze szkoły, mam wszelkie pozwolenie na powrót do domu wcześniej.-uśmiechnęła się, uzupełniała kolejne testy, tym razem na zakończenie szkoły. Skończyła i wysłała je do ministerstwa magii.
-To wspaniale! Kiedy będziesz?-zapytała uradowana kobieta. Lubiła tą dziewczynę, nawet zastanawiała się czy to nie jej zaproponować bycie narzeczoną Yoh, ale rozmyśliła się dość szybko. Usłyszała jakiś trzask.- Co to było?
-Tylko list czy już skończyła naukę-uśmiechnęła się rozbrajająco- Takie listy sprawdzają niezwykle szybko za pomocą magii. Będę za jakieś dziesięć minut.
-Świetnie, poznasz przyjaciół Yoh i Anny.
-Cudownie- uśmiechnęła się wyszczerzając białe, równe zęby. Rozłączyła się i otworzyła list. -TAAAK!!!!-wykrzyczała w gwieździstą noc. Zdała... Miała prawo używać magi gdzie i kiedy chciała, nie musiała już wracać do szkoły, chociaż będzie tęsknic za jedyną przyjaciółką z tam tond. Nie przeszkodziło jej to w radości. -Perikulum!-krzyknęła radośnie wiedźma. Z jej różdżki wystrzeliły małe fajerwerki. Chwilę później radośnie wylądowała przed domem młodego szamana. Keiko wyszła uradowana by ją powitać.
-Witaj z powrotem Mellody-przytuliła ją delikatnie.- Na ile zostajesz?-wszyscy byli przyzwyczajeni do faktu iż dziewczyna znika kiedy jej się to podoba, nawet jej rodzice, z resztą tylko matka siedziała w domu bo ojciec był wiecznie zajęty. Dziewczyna nie miała żalu, kochała ich, zawsze dawali jej to co chciała, znajdowali czas na zabawę z nią. Była wesoła ponieważ matka była kuzynką jednej z najbardziej szanowanych rodzin w świecie czarodziejów, a mianowicie Harrego Pottera. 
-Na ile chcę, zdałam ostatnie testy ze szkoły, poproszę tatę o zezwolenie na bycie aurorem.
-To cudnie słońce-uśmiechnęła się kobieta.- Twoja mama wyjechała na kilka dni, zostaniesz tu czy masz kluczę?- dziewczynie wystarczyłoby zaklęcie, ale wiedziała ze młoda Pani Asakura by osiwiała ze zmartwienia, a ona lubiła Yoh i Annę, choć kiedyś dziewczyna jej nienawidziła, było to wtedy gdy Keiko powiedziała ze Mellody miała być żoną młodego Asakury, ale potem się zaprzyjaźniły.
-Chętnie zostanę-uśmiechnęła się słodko. Weszła do środka. Zobaczyła Yoh smętnie jedzącego frytki i cheeseburgera, był smętny bo za chwilkę miała już tego nie być. Blond włosa zachichotała i machnęła różdżką, jedzenia zrobiło się dużo więcej.
-Łał! Yoh jak tyś to zrobił!?-zapytał Horo(narrator wszechwiedzący -.-). 
-Wejdź do nich ja muszę się zająć domem- uśmiechnęła się kobieta. Mellody otworzyła szerzej drzwi do pokoju.
-Siemanko Asakura, wiedźma przyszła.-mrugnęła do chłopaka. Ten uśmiechnęła się zadowolony.
-Mel! Rany a ty jak zwykle wracasz kilka miesięcy przed właściwym końcem roku!-podszedł i przytulił dziewczynę.
-Bądź moją damą!-usłyszeli wszyscy. Ryo klęczał przed dziewczyną. Potem zdarzyło się coś co zszokowało wszystkich poza Lenym i Mellody. Mianowicie Pyron wykopał Ryo na drugi koniec domu. Jun podeszła i popatrzyła przepraszająco na Moonlight.
-Przepraszam za zachowanie mojego przyjaciela.-skłoniła się lekko. Brązowe oczy dziewczyny przeszyły ją, po chwili to blondynka delikatnie się skłoniła.
-Witam, miło w końcu poznać kogoś ze sławnego rodu Tao.-uśmiechnęła się.
-Jun co ci odbiło!?-zawołał zdziwiony Choco.
-CO!? Gdzie wyście byli przez ostatnie kilka lat!? Przecież to Mellody Moonlight!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej^^ Jak się podoba pierwszy rozdział? Napracowałam się więc mam nadzieje ze jest ok...