Moja mama postanowiła odwiedzić starą przyjaciółkę, tata był zajęty, więc to ja zostałam tu wyciągnięta. Nie miałam jednak nic przeciwko, słyszałam że mój... narzeczony tam jest. Chłopak nie miał pojęcia jak wyglądam. To trochę smutne... jestem śliczna, ale i tak się dowie. Mam śliczne czerwone włosy i zielone oczy. Zawsze noszę przy sobie różdżkę i księgę zaklęć. Byłam chuda i wysportowana, a moja sakiewka nigdy się ze mną nie rozstawała.
Czesałam się właśnie i zapinałam kolczyki. Założyłam czapkę z daszkiem i przejrzałam się. Miałam na sobie krótkie spodenki, zwiewną koszulkę z gradientem od góry czerwona i przechodzi z lekko brudną biel, ale ledwo ją widać, z rękawem 3/4 i koturny, a do tego szare getry, w których ukryłam różdżkę, a raczej jedną z nich, mam ich dość dużo... Wielu moich przyjaciół i adoratorów przynosi mi różdżki pokonanych przez siebie czarodziei z ich wymiarów, by okazać zwoje zainteresowanie moją osobą. Wzięłam i założyłam sobie mój plecaczek, po czym wyszłam.
-Jestem gotowa mamo!- powiedziałam z uśmiechem.
-To dobrze Miryoku.- uśmiechnęła się moja rodzicielka.- Właśnie przybył powóz, chodźmy.- poszłam z nią. Spojrzałam na powóz. Wielu uważa że jest on zaczarowany by jechał sam, ale ci którzy widzieli czyjąś śmierć wiedzą dobrze że ciągną je testrale... Wsiadłam bez słowa do powozu, posadziłam plecak na kolana i wyciągnęłam dłoń. Plecak miał twarz króliczka jako klapę. Takowa zamrugała i otworzyła szeroko buzię, podając mu książkę, oraz odtwarzacz z słuchawkami. Założyłam słuchawki na głowę, włączyłam muzykę i czytałam spokojnie. Tak mi minęła cała podróż.
Po kilku godzinach dotarłyśmy. Keiko już na nas czekała, razem z rodzicami i mężem. Mają szacunek do naszej rodziny. Moja matka nie była najlepszą wiedźmą... Jest świetną wróżbitką, ale nie umiała się bronić. Dla tego obserwowała Keiko i uczyła się szamaństwa, przez co i ja je umiem, choć głównie korzystam z doshi, nie lubię innych form, za dużo wysiłku.
Moja matka wyszła pierwsza i rzuciła się witać z Keiko. Ja wysiadłam za nią, by prawie wpaść na jej syna, który został zachęcany by pomóc mi wyjść... a co ja, sama nie umiem wysiąść z cholernego powozu?! Wpadłam na niego i prawie upadłam, ale złapał mnie ktoś inny, tak jak i jego.
-Yoh pacanie! Uważaj!- wnerwiła się pewna blondynka, Anna Kyoyama, jego narzeczona. Chłopaka złapał jakiś wysoki kolo... o ile pamiętam Ryo, a mnie... o jaka miła niespodzianka! Spojrzałam na chłopaka, a on na mnie, tak wiem że jestem śliczna jak kwiatek lotosu na wodzie, ale nie gap się tak... Złapał mnie mój narzeczony...
-Możesz mnie już postawić?-tak spadłam albowiem tak ze mnie trzymał za talię w powietrzu. Chłopak kiwnął głową i postawił mnie, zabierając i krzyżując ręce na piersi. Tak, dalej dwaj mi to spojrzenie... Zimne, znaczące że jestem dla ciebie nikim... Zabawnie się na nie patrzy. Otrzepałam się i ukryłam uśmiech, spojrzałam po wszystkich. Moja mama już się dossała do starszych i gadali w najlepsze, a ja robiłam za very interesting przedmiot dla innych. Rozejrzałam się po wszystkich i westchnęłam.
-Witam- powiedziałam dostojnie i lekko dygnęłam.-Nazywam się Miryoku Tatsuto- nie jestem głupia, podałam nazwisko matki, by mnie nie poznał, a na papierach miał Reven, to moje drugie imię.-Miło mi was poznać.- uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na nich.
-Witaj piękna niewiasto!-powiedział Elvis gotów się rzucić.
-Podejdź a sprawie ze nigdy nie będziesz mieć dzieci- oznajmiłam. Spojrzeli na mnie jak na kosmitę. Postanowili jednak się nie zbliżać. Moja mama totalnie zignorowała moją agresję, Keiko się tym nie przejęła i wszyscy ruszyliśmy do pobliskiej restauracji pogadać.
Wszyscy wesoło gadali, ja spokojnie jadłam ciastko i piłam kawę. Nikt nie rwał się do poznawania mnie i dobrze, jestem tutaj z innych powodów. Chociaż też mi trochę smutno... NIE, NIE, NIE, NIE, NIE! Ludzie są okropni! Potrząsnęłam głową i westchnęłam.
-Um... Miryoku, gdzie się uczysz?- spytał mnie Yoh. Oderwałam się od patrzenia na ciastko i spojrzałam na szatyna.
-Już skończyłam szkołę...- powiedziałam.
-Serio? Ile masz lat?! Wyglądasz na jakieś 16! Czyli nawet młodziej ode mnie, a już zdałaś szkołę?!-pytał zszokowany i widocznie pod wrażeniem.
-Niedługo będę mieć 17...- przyznałam i patrzyłam na niego. Tylko on nie był do mnie zniechęcony... Co ja myślę?! To człowiek, musi być zły... prawda?
-To fajnie! Pewnie będziesz mieć wielkie przyjęcie!-zaśmiał się.- Ilu zaprosisz przyjaciół?-spytał mnie. Okej... nawet fajnie się z nim gada. Już otwierałam usta by mu odpowiedzieć a tu niebieska bomba spadła mi na głowę i przypomniała czemu mam się trzymać od ludzi z daleka.
-Yoh daj spokój, nie gadaj z nią, pamiętaj że groziła Ryo, poza tym, serio uważasz że ma jakichkolwiek przyjaciół?- cisza zapadła, nawet wśród dorosłych. Moja mama miała lekko pustą i smutną minę. Ja siedziałam tak chwilę w ciszy, potem do moich oczy wrócił lud co zatopił Tytanic'a.
-Jeśli masz na myśli takich pół mózgów, z resztą te resztki mózgu są zamrożone, to serio wolę ich nie mieć.-powiedziałam patrząc mu prosto w czarne oczy. Ten zamrugał, zimno moich ozy zmroziło nawet jego.
-Ty małą!- wstał i trzasnął ręką w stół i już miał dokończyć, ale na dworze rozległ się huk. Wszyscy tam spojrzeliśmy, w kierunku kawiarni szedł co najmniej 250 kilogramowy ktoś...Drzwi zostały wepchnięte w ścianę, krusząc ją lekko. Był to uhumanizowany dzik, nie że mnie to dziwi, to małe miasteczko, dalekie od miast pełnych ludzi i elektroniki. Humanoidalne zwierzęta lubią takie miasta. Zdziwiło mnie jednak że w biały dzień idzie przez miasto i włazi do kawiarni z buta...
- Miryuko, Reven Tatsuto-Makoya- ryknął. Co ja znowu?! Odpieprzyć się na 2 kilometry!- Pan cię wzywa! Przestań się opierać i rządź z nami!- patrzyłam na niego znudzona.
-Takiego dania nie mamy...- moja mama wstała, znaczy nie że pierwsza, bo zwykli ludzie już zwiali. Ren natomiast wlepił we mnie zdziwiony wzrok, który zmienił się w istny mord i upuszczanie krwi niewinnych.- Zapraszam do skonsumowania kopniaka, który wyślę cię z powrotem do twojego pana- syknęła, a obok niej pojawiły się 2 duchy nimf.
-Mamo daj spokój...- oznajmiłam wstając.- Wszyscy już wiedzą, poza tym musisz się oszczędzać...- powiedziałam i powoli ruszyłam w jej stronę. Stanęłam obok mojej mamy i patrzyłam na stwora.
-Na prawdę Ty i twój durnowaty pan macie czelność...- powiedziałam lekko poirytowana.- Przerywać mi posiłek z narzeczonym i jego przyjaciółmi- zamordowałam każdy milimetr jego ciała wzrokiem, a reszta spojrzała na Rena, tak tylko on poza Yoh( Lyserg w Anglii, nie krzycz Dara...) jest tutaj na tyle ważny by się zaręczać przez rodzinkę..
-Chodź ze...- koło jego twarzy przeleciało ostrze. Wszyscy wytrzeszczyli oczy, widząc w mojej ręce, cieniutkie, małe, składane, ostre jak brzytwa nożyki.
-Spadaj stąd bo przestanę być miła- powiedziałam ostro wyciągając z geter różdżkę, a w drugiej dalej trzymając nożyki.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Okej~, więc... proszę... Nie wiem co uważacie, proszu, nie że jest milsza, ale mam do tego jakieś plany, więc ....
A tu zdjęcie Miryuko.... Co podobno oznacza "urok" po japońsku, ale tylko w 30% w to wierzę...
środa, 31 maja 2017
sobota, 27 maja 2017
Prolog czaru
Odkąd pamiętam, moja rodzina była rodziną czarodziei. Potężną i szanowaną, wiele osób chętnie płaciło nam za usługi. Ja byłam magiem urodzonym podczas turnieju szamanów, więc musiałam pracować ciężej i robiłam to. W wieku 12 lat stałam się profesjonalistką i skończyłam 3 najbardziej znane szkoły magii i czarodziejstwa: Hogwart, Beauxbatons oraz Durmstrang, oczywiście jeszcze parę mniej znanych. W tym czasie uczyłam się też o szamaństwie, stałam się w tym nawet dobra.
Rodzice w wieku 13 lat pozwalali mi już podróżować samej, wiec robiłam to. Porozumiałam się z plemieniem organizującym turniej, nie że to było trudne, wystarczyło że płaciłam miesięcznie jakieś, dla mnie, grosze i miałam każdą, najmniejszą, informację.
To wszystko mnie bawiło. Nie rozumiem po co walczyć o śmierć i rządzenie przez 500 lat... I tak szamani nie wiele mogę bez zgody członków magicznego kręgu...
Leżałam sobie wygodnie na moim dużym fotelu, obładowanym poduszkami, tak ze nogi zwisały mi przez oparcie, tak jak głowa. Przeglądałam zdjęcia z turnieju, przy jednym skamieniałam. Reszta wyleciała mi z dłoni i trzymałam tylko jedną. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Chcę go... Muszę go mieć! MAMO!- zawołałam wstając i biegnąc.
To wszystko mnie bawiło. Nie rozumiem po co walczyć o śmierć i rządzenie przez 500 lat... I tak szamani nie wiele mogę bez zgody członków magicznego kręgu...
Leżałam sobie wygodnie na moim dużym fotelu, obładowanym poduszkami, tak ze nogi zwisały mi przez oparcie, tak jak głowa. Przeglądałam zdjęcia z turnieju, przy jednym skamieniałam. Reszta wyleciała mi z dłoni i trzymałam tylko jedną. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Chcę go... Muszę go mieć! MAMO!- zawołałam wstając i biegnąc.
*Gdzieś w Chinach w górach w rezydencji Tao*
-WY CHYBA SOBIE ŻARTY ROBICIE!- takie oto krzyki trwały od kilku godzin w rezydencji wielkiej i wspaniałej rodziny Tao. Okazało się albowiem że młody chłopak ma zostać mężem pewnej istotki, albo inaczej jego rodzina, z nim włącznie, zostanie zmieciona z powierzchni ziemi z wielkim hukiem i kwiatkami...
Obok chłopaka siedziała jego siostra. Jun westchnęła i poszła za nim na balkon
.-Rozumiem twoje zdenerwowanie...- oznajmiła stojąc obok niego i patrząc na niego smutno.-Jednak tutaj wola wujka na prawdę nie ma nic do zrobienia... Ta dziewczyna uparła się na ciebie, a jest na tyle silna że mogłaby zmieść nas wszystkich jak lalki...- podeszła do brata i przytuliła go lekko.-Może jednak nie jest zła...- chciała go pocieszyć.
-Rozpieszczona gówniara- warknął ostro chłopak.-Kto normalny tak robi?! Rozumiem chęć połączenia rodów itp., ale ona jest chora! Jak to było... A tak! "Cóż połączenie naszych rodów byłoby cudowne i mądre, a do tego... najważniejsze... Chcę cię, więc nie masz za bardzo co dyskutować, sprzeciw się... a twój ród będzie skończony" i ten jej uśmieszek!!!-wnerwił się Ren, dalej tak krzyczał, nie wiedząc że pewna osoba siedzi w pobliskiej jaskini i słucha, uśmiechając się zwycięsko.
Obok chłopaka siedziała jego siostra. Jun westchnęła i poszła za nim na balkon
.-Rozumiem twoje zdenerwowanie...- oznajmiła stojąc obok niego i patrząc na niego smutno.-Jednak tutaj wola wujka na prawdę nie ma nic do zrobienia... Ta dziewczyna uparła się na ciebie, a jest na tyle silna że mogłaby zmieść nas wszystkich jak lalki...- podeszła do brata i przytuliła go lekko.-Może jednak nie jest zła...- chciała go pocieszyć.
-Rozpieszczona gówniara- warknął ostro chłopak.-Kto normalny tak robi?! Rozumiem chęć połączenia rodów itp., ale ona jest chora! Jak to było... A tak! "Cóż połączenie naszych rodów byłoby cudowne i mądre, a do tego... najważniejsze... Chcę cię, więc nie masz za bardzo co dyskutować, sprzeciw się... a twój ród będzie skończony" i ten jej uśmieszek!!!-wnerwił się Ren, dalej tak krzyczał, nie wiedząc że pewna osoba siedzi w pobliskiej jaskini i słucha, uśmiechając się zwycięsko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)