Ku zdziwieniu chłopców Shi opuściła ich na dłuższy czas po wydarzeniu w busie. Nikt nie wiedział co robi ani gdzie się znajduję, nie przejmowali się tym jednak i szli dalej. Przechodzili przez miasteczka, miasta, osady, ale przede wszystkim przez pustynię.
Czerwonowłosa szła przez pustynie. Była daleko przed chłopcami, potrzebowała ciszy i spokoju. Koszmary nocne wracały i męczyły ją jak nigdy wcześniej. Doszła do niewielkiej wioski pełnej szamanów. Postanowiła się rozejrzeć. Skręciła w jedna z uliczek i nagle... Skamieniałą. Patrzyła prosto w oczy Hao. Nie mogła nic powiedzieć, a oczy miała niczym spodki od filiżanek. Hao zrobił zaciekawiona minę.
-Mistrzu Hao co z tą dziewczyną?-zapytała zaciekawiona Opacho. Wtedy Shi się otrząsnęła. Jakby się obudziła ze snu. Koszmaru, a za razem pięknego spełnienia marzeń. Wściekłość, ból, radość, szczęście, smutek, miłość sprawiały ze nie wiedziała czy ma się mu rzucić na szyję, czy przywalić z pieści, w końcu odsunęła się tylko i poszła w swoją stronę. Wpadła na Kannę.
-Przepraszam-burknęła i chciała iść dalej.
-Patrz jak leziesz bachorze!-warknęła niebieskowłosa.
-Słucham?-Shi nawet się ucieszyła, musiała się na kimś wyładować, a ona się akurat nawinęła.- Jak śmiesz tak do mnie mówić psie demona?-zapytała wściekłą.
-Osz ty gówniaro!-turkusowo oka bez namysłu zaatakowała ją. Nim się jednak spostrzegła Shi siedziała na dachu budynku znajdującego się obok.
-Żałosne...-zaśmiała się dziewczyna.
-Coś ty powiedziała!?-wydarła się wściekłą Matti.
-Powiedziałam, głucha podróbko wiedźmy, że jesteście żałosne, a jeśli i tego nie rozumiesz to znaczy ze jesteś głupsza od małpy.
-Dość tego!!! Cukierek albo figielek!!!-Kuba rozpruwacz zaatakował Shi, ta westchnęła, bo właściwie wszystkie ją zaatakowały. Jednak zamiast strachu na jej ustach widział uśmiech pogardy.
-Lisi ogień.-powiedziała cicho. Każdy duch stanął w pięknych niebieskich płomieniach. Hao wydawał się być zaskoczony. Płomienie po tym jak zajęły się stróżami dziewczyn, popełzły w ich stronę i utworzyły na ich szyjach łańcuchy. Każda z gothek była w szoku. Płomienie ocieplały je, ale nie parzyły, były delikatne niczym kwiat, kolorem przypominały czyste może, bił od nich spokój, ale i smutek. Hao patrzył niepewnie w stronę dziewczyny i nim się spostrzegł na policzku miał ranę. Niezauważalnie mała fiolka zabrała krew chłopaka i zniknęła w torbie Mellody. Uśmiechnęła się kpiąco.
-Jeśli ty zostaniesz królem szamanów... to ja zostanę kapłanką...-drwiący śmiech rozległ się po uliczce.
-Jak ty śmiesz!?-wydarł się Luchist. Wycelował w dziewczynę pistoletem, ale starszy Asakura go powstrzymał. Uśmiechnęła się. Intrygowała go ta dziewczyna. Odważna, potężna, silna i bezczelna. Tak przypominała mu ją. Tą osobę która prawie go zabiła, swoja szwagierkę... a po śmierci żony nową miłość. Przypominała mu Hinatę Tumiko.
-Luchist daj spokój... Przecież nie będziemy atakować damy...-uśmiechnął się.- Mogłabyś z łaski swojej zdjąć te obrożę i się przedstawić?
-Nazywam się Mellody Shishi Asanaki Kamatachi...-ogień zniknął. Czerwonowłosa zeskoczyła z gracją i wylądowała idealnie. Odwróciła się na pięcie, trącając Hao końcówką włosów pachnących morelami. Odeszła powoli.
-Nie poczekasz na moje imię?-zapytał zanim odeszła. Wiedział jaka będzie odpowiedź, ale chciał znowu usłyszeń jej ton głosu.
-Znam je... Asakura Hao...-uśmiechnęła się i odeszła.
-Bezczelna!-warknęła Kanna.
-I co to za ciuchy!?.-dodała Matti
-Głupi bachor! -warknął Luchist.
-Wredna małpa...-dodała Mari tuląc laleczkę.
-Tak... Macie rację, jest idealna...-skwitował Hao.
Uhu.... Intryga sie zageszcza Haoś też sie zakochał^^ jak słodko, a ostatnie zdanie mnie rozwaliło *_* rozumiem ze Yoh już krwi nie upuszczamy :(? *z zawodem chowa pasy do związywania i sprzed do upuszczania krwi* Szkoda ;-; A kiedy napiszesz ciś na drugiego bloga ;-;? Tak czy inaczej czekam na next gdzie kolwiek^^
OdpowiedzUsuń